Wyczuwam twoje zwątpienie
Podam
ci teraz swą dłoń
Chodzę po korytarzu szpitalnym. Ciągle nie
wiem co się dzieje z Nadią. Luiza została w domu pod opieką moich rodziców.
Podchodzi
do mnie lekarz.
-
Kim jest pan dla pacjentki?- pyta się.
-
Narzeczonym- mówię.- Co z nią jest?
-Zemdlała.
Nic poważnego, ale pani Nadia musi zostać na kilkudniowej obserwacji. No wie
pan stres źle wpływa na ciążę- oświadcza lekarz.- Może pan iść na chwile do
pacjentki.
-
Dziękuję.
Lekarz
odchodzi, a ja wchodzę do sali.
-
Cześć kochanie- podchodzę do niej i daję buziaka.
-
Cześć- mówi słabo.
Siadam
na krzesełku.
- Co
się ze mną dzieje?- pyta się.
-
Nic. Naprawdę nic- zapewniam.
- Ja
nie widzę! Nic nie widzę! Rozumiesz to! Jestem ślepa!- krzyczy Nadia.
Do
sali przybiega pielęgniarka.
-
Niech pan wyjdzie. Pacjentka nie powinna się denerwować- wygania mnie z sali
pielęgniarka.
-
Nadia, zrobię wszystko żebyś widziała. Rozumiesz? Wszystko!- mówię.
Pielęgniarka
wygania mnie. Przed sala widzę lekarza.
-
Dlaczego ona nie widzi? Co jej jest naprawdę?- krzyczę na lekarza.
-
Nic poważnego wyjdzie z tego- mówi, a po chwil odchodzi.
Mijają dni. Chłopaki przegrali z Rosją.
Marcin dzwonił do mnie kilka razy. Hania martwi się, że Nadia nie będzie na jej
ślubie. Do szpitala nie miałem wstępu. Ochrona pilnowała wejść. Jest źle.
Naprawdę źle.
Siedzę
z Luizą na kanapie i oglądamy finałowy mecz Brazylii i Rosji. Nagle słyszę
dzwonek do drzwi.
-
Już idę!- krzyczę.
Wstaję
i kieruję swoje kroki w stronę drzwi. Patrzę przez Judasza. Widzę Nadię z Hanią
i Marcinem. Otwieram pospiesznie drzwi.
-
Nadia!- krzyczę i przytulam narzeczoną.
Do
przedpokoju wchodzi Luiza.
-
Mama!- krzyczy i biegnie w naszą stronę.
Marcin
z Hanią uśmiechają się. Wprowadzam Nadię do salonu.
-
Ciociu. Wujku. Wejdziecie?- pyta się Luiza.
Kiwają
głowami. Dziewczynka zaprowadza parę do salonu. Ja idę do kuchni zrobić kawy
dla gości oraz herbaty dla moich dziewczyn.
Siedzimy sobie na kanapie. Nagle Marcin
zmienia temat z siatkówki na ich ślub.
-
Nadia pamiętasz, że za tydzień mój i Hani ślub? Dasz radę być naszym
świadkiem?- pyta się.
Nastaje
niewygodna dla nas cisza. Luiza wierci się na moich kolanach, Hania pije kawę,
ja patrzę w sufit.
-
Marcin...- Nadia ciężko wzdycha.- Bardzo bym chciała, ale się boje, że nie dam
rady sobie ze wszystkim... Nic nie widzę. Nie wiadomo co mi jest. W każdej
chwili mogę zemdleć... Przepraszam Was, ale...
-
Nadia. Do jasnej cholery! Dasz radę!- krzyczy Hania.- Przestań się mazać, bo
robisz to od półtora tygodnia. Jak ja straciłam dziecko to się podniosłam!
Marcin mi pomógł. Lekarz mówił, że wzrok powróci. Widocznie tak Bóg chciał.
Patrzymy
na nią w osłupieniu. Luiza mruczy coś pod nosem i idzie do swojego pokoju.
Marcin wstaje i podchodzi do narzeczonej.
- My
chyba już pójdziemy. Prawda?- pyta się.
Dziewczyna
kiwa głową.
-
Cześć- żegna się Marcin i wychodzą z mieszkania.
Przytulam
Nadię. Czuję jak łzy kąpią na moją rękę.
-
Nadia. Nie płacz. Wszystko będzie dobrze- mówię i daję jej buziaka w czoło.
-
Ale ona mówi prawdę! Rozumiesz to!?- krzyczy.- Śpię dzisiaj na kanapie.
- W
twoim stanie? Nie ma mowy! Ja się prześpię- odpowiadam.
Nadia
wyrywa się z moich ramion.
-
Idę się wykąpać- oświadcza i idzie do łazienki.
Siadam
na kanapie i zasypiam.
DWA DNI
PÓŹNIEJ
Jedziemy po sukienki. Luiza już się cieszyła.
Gorzej było z Nadią. Nie chciała nigdzie wychodzić. Lekarz prowadzący mówił, że
niedługo wzrok powinien powracać, ale wcale tak nie jest. Nadia mówi, że nie ma
co marzyć o zobaczeniu naszego dziecka. Dzisiaj również idziemy do pani
psycholog.
-
Kochanie, gdzie my jedziemy?- pyta się Nadia.
- Po
sukienki- kłamię.
-
Dlaczego kłamiesz?
-
Ok. Jedziemy do pani psycholog- odpowiadam.
-
Pytałeś się o moje zdanie? Nie! Jak od pewnego czasu. Wszystko robisz na własną
rękę. Odsuwamy się od siebie! - krzyczy.
- Do
jasnej cholery. Nadia, to ty robisz wszystko na przekór mnie. Latam za Tobą,
pytam się czy wszystko okej, chcę Ci pomóc, a Ty cały czas jesteś naburmuszona-
drę się.- Nadia, kiedyś mówiłaś mi, że będziesz żyła chwilą. Okłamałaś mnie.
-
Zostaw mnie! Nienawidzę Cię. Jesteś zwykłym dupkiem!
Zatrzymuję
się.
- No
to wynocha! Niech Ci ktoś inny pomoże!
Nadia
otwiera drzwi. Zaczynam myśleć racjonalnie.
Wybiegam
z samochodu. Doganiam Nadię. Łapię ją za ramiona i odwracam. Zaczynam ją całować.
Nadia chce się wyrwać z uścisku, ale nie ma siły. Zaczyna uderzać pięściami w
moją klatkę piersiową. Przestaję ją całować.
-
Dlaczego to robisz?- pytam się.- Przecież jest nam ze sobą dobrze. Dopełniamy
się. Luiza nas kocha. Ty jesteś w ciąży. Nie chciałaś tego?
Nadia
nie odpowiada. Wprowadzam ją do samochodu. Zapinam jej pasy i zamykam drzwi.
Później siadam na miejscu kierowcy i
odpalam samochód.
-
Michał, przepraszam. Boję się o nas. Boję się, ze nie ujrzę już Ciebie. Boje
się, że zostanę sama z tym wszystkim.
- Nadia, ja będę przy Tobie. Zaufaj mi..
~*~
Hej dzióbki:*
Wracam do pisania. Liczę na więcej wsparcia od Was :P.
Szkoda mi Nadii. Ale to wszystko dzieje się strasznie szybko. Czasami odnoszę wrażenie, że oni strasznie pędzą przez życie. Może jeśli zwolnią, wszystko się ułoży.
OdpowiedzUsuńMam taką prośbę: Nie chcę, byś robiła "Mody na sukces", ale odrobina zwolnienia akcji będzie bardzo dobrym posunięciem. Według mnie wszystko dzieje się zbyt szybko ;)
Kurcze, trzeba mieć nadzieję, że wzrok odzyska. I tak jak pisze Paulina niech może zwolnią trochę.
OdpowiedzUsuńBiedna Nadia :< Strasznie jej współczuję... wszystko się zawaliło... mam nadzieję, że wzrok wróci do normy, tak samo jak pozostałe rzeczy ;)
OdpowiedzUsuńHm.... czyżby moje wcześniejsze nieodparte wrażenie, że Uroczy to Bąkiewicz się sprawdziło? C: bo w końcu Michałów trochę jest... ale tak wyliczając to ewentualnie jeszcze Dziku, ale on na IO był... chociaż w Twojej fikcji literackiej może być inaczej... no nie wiem, ale dalej obstawiam Bąka :D