29 kwietnia 2013

13.


 Wyczuwam twoje zwątpienie
 Podam ci teraz swą dłoń

Chodzę po korytarzu szpitalnym. Ciągle nie wiem co się dzieje z Nadią. Luiza została w domu pod opieką moich rodziców.
Podchodzi do mnie lekarz.
- Kim jest pan dla pacjentki?- pyta się.
- Narzeczonym- mówię.- Co z nią jest?
-Zemdlała. Nic poważnego, ale pani Nadia musi zostać na kilkudniowej obserwacji. No wie pan stres źle wpływa na ciążę- oświadcza lekarz.- Może pan iść na chwile do pacjentki.
- Dziękuję.
Lekarz odchodzi, a ja wchodzę do sali.
- Cześć kochanie- podchodzę do niej i daję buziaka.
- Cześć- mówi słabo.
Siadam na krzesełku.
- Co się ze mną dzieje?- pyta się.
- Nic. Naprawdę nic- zapewniam.
- Ja nie widzę! Nic nie widzę! Rozumiesz to! Jestem ślepa!- krzyczy Nadia.
Do sali przybiega pielęgniarka.
- Niech pan wyjdzie. Pacjentka nie powinna się denerwować- wygania mnie z sali pielęgniarka.
- Nadia, zrobię wszystko żebyś widziała. Rozumiesz? Wszystko!- mówię.
Pielęgniarka wygania mnie. Przed sala widzę lekarza.
- Dlaczego ona nie widzi? Co jej jest naprawdę?- krzyczę na lekarza.
- Nic poważnego wyjdzie z tego- mówi, a po chwil odchodzi.

Mijają dni. Chłopaki przegrali z Rosją. Marcin dzwonił do mnie kilka razy. Hania martwi się, że Nadia nie będzie na jej ślubie. Do szpitala nie miałem wstępu. Ochrona pilnowała wejść. Jest źle. Naprawdę źle.
Siedzę z Luizą na kanapie i oglądamy finałowy mecz Brazylii i Rosji. Nagle słyszę dzwonek do drzwi.
- Już idę!- krzyczę.
Wstaję i kieruję swoje kroki w stronę drzwi. Patrzę przez Judasza. Widzę Nadię z Hanią i Marcinem. Otwieram pospiesznie drzwi.
- Nadia!- krzyczę i przytulam narzeczoną.
Do przedpokoju wchodzi Luiza.
- Mama!- krzyczy i biegnie w naszą stronę.
Marcin z Hanią uśmiechają się. Wprowadzam Nadię do salonu.
- Ciociu. Wujku. Wejdziecie?- pyta się Luiza.
Kiwają głowami. Dziewczynka zaprowadza parę do salonu. Ja idę do kuchni zrobić kawy dla gości oraz herbaty dla moich dziewczyn.

Siedzimy sobie na kanapie. Nagle Marcin zmienia temat z siatkówki na ich ślub.
- Nadia pamiętasz, że za tydzień mój i Hani ślub? Dasz radę być naszym świadkiem?- pyta się.
Nastaje niewygodna dla nas cisza. Luiza wierci się na moich kolanach, Hania pije kawę, ja patrzę w sufit.
- Marcin...- Nadia ciężko wzdycha.- Bardzo bym chciała, ale się boje, że nie dam rady sobie ze wszystkim... Nic nie widzę. Nie wiadomo co mi jest. W każdej chwili mogę zemdleć... Przepraszam Was, ale...
- Nadia. Do jasnej cholery! Dasz radę!- krzyczy Hania.- Przestań się mazać, bo robisz to od półtora tygodnia. Jak ja straciłam dziecko to się podniosłam! Marcin mi pomógł. Lekarz mówił, że wzrok powróci. Widocznie tak Bóg chciał.
Patrzymy na nią w osłupieniu. Luiza mruczy coś pod nosem i idzie do swojego pokoju. Marcin wstaje i podchodzi do narzeczonej.
- My chyba już pójdziemy. Prawda?- pyta się.
Dziewczyna kiwa głową.
- Cześć- żegna się Marcin i wychodzą z mieszkania.
Przytulam Nadię. Czuję jak łzy kąpią na moją rękę.
- Nadia. Nie płacz. Wszystko będzie dobrze- mówię i daję jej buziaka w czoło.
- Ale ona mówi prawdę! Rozumiesz to!?- krzyczy.- Śpię dzisiaj na kanapie.
- W twoim stanie? Nie ma mowy! Ja się prześpię- odpowiadam.
Nadia wyrywa się z moich ramion.
- Idę się wykąpać- oświadcza i idzie do łazienki.
Siadam na kanapie i zasypiam.

DWA DNI PÓŹNIEJ

Jedziemy po sukienki. Luiza już się cieszyła. Gorzej było z Nadią. Nie chciała nigdzie wychodzić. Lekarz prowadzący mówił, że niedługo wzrok powinien powracać, ale wcale tak nie jest. Nadia mówi, że nie ma co marzyć o zobaczeniu naszego dziecka. Dzisiaj również idziemy do pani psycholog.
- Kochanie, gdzie my jedziemy?- pyta się Nadia.
- Po sukienki- kłamię.
- Dlaczego kłamiesz?
- Ok. Jedziemy do pani psycholog- odpowiadam.
- Pytałeś się o moje zdanie? Nie! Jak od pewnego czasu. Wszystko robisz na własną rękę. Odsuwamy się od siebie! - krzyczy.
- Do jasnej cholery. Nadia, to ty robisz wszystko na przekór mnie. Latam za Tobą, pytam się czy wszystko okej, chcę Ci pomóc, a Ty cały czas jesteś naburmuszona- drę się.- Nadia, kiedyś mówiłaś mi, że będziesz żyła chwilą. Okłamałaś mnie.
- Zostaw mnie! Nienawidzę Cię. Jesteś zwykłym dupkiem!
Zatrzymuję się.
- No to wynocha! Niech Ci ktoś inny pomoże!
Nadia otwiera drzwi. Zaczynam myśleć racjonalnie.
Wybiegam z samochodu. Doganiam Nadię. Łapię ją za ramiona i odwracam. Zaczynam ją całować. Nadia chce się wyrwać z uścisku, ale nie ma siły. Zaczyna uderzać pięściami w moją klatkę piersiową. Przestaję ją całować.
- Dlaczego to robisz?- pytam się.- Przecież jest nam ze sobą dobrze. Dopełniamy się. Luiza nas kocha. Ty jesteś w ciąży. Nie chciałaś tego?
Nadia nie odpowiada. Wprowadzam ją do samochodu. Zapinam jej pasy i zamykam drzwi. Później siadam na miejscu kierowcy i  odpalam samochód.
- Michał, przepraszam. Boję się o nas. Boję się, ze nie ujrzę już Ciebie. Boje się, że zostanę sama z tym wszystkim.
 - Nadia, ja będę przy Tobie. Zaufaj mi..



~*~
Hej dzióbki:*
Wracam do pisania. Liczę na więcej wsparcia od Was :P.

3 komentarze:

  1. Szkoda mi Nadii. Ale to wszystko dzieje się strasznie szybko. Czasami odnoszę wrażenie, że oni strasznie pędzą przez życie. Może jeśli zwolnią, wszystko się ułoży.

    Mam taką prośbę: Nie chcę, byś robiła "Mody na sukces", ale odrobina zwolnienia akcji będzie bardzo dobrym posunięciem. Według mnie wszystko dzieje się zbyt szybko ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze, trzeba mieć nadzieję, że wzrok odzyska. I tak jak pisze Paulina niech może zwolnią trochę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedna Nadia :< Strasznie jej współczuję... wszystko się zawaliło... mam nadzieję, że wzrok wróci do normy, tak samo jak pozostałe rzeczy ;)

    Hm.... czyżby moje wcześniejsze nieodparte wrażenie, że Uroczy to Bąkiewicz się sprawdziło? C: bo w końcu Michałów trochę jest... ale tak wyliczając to ewentualnie jeszcze Dziku, ale on na IO był... chociaż w Twojej fikcji literackiej może być inaczej... no nie wiem, ale dalej obstawiam Bąka :D

    OdpowiedzUsuń

© Shalis dla Wioska Szablonów
© Dmitry Elizarov.