I think that life’s too short for this,
I want back my ignorance and bliss
Nie
spałam. Nie mogę pozbierać myśli. Ciągle nęka mnie myśl, ze poznam tutaj osobę
odpowiednią dla siebie. Słyszę pukanie do drzwi. Mówię cicho proszę i widzę wyłaniającego
się Marcina.
- Cześć Nadia- przytula mnie do siebie.- Co Ty
narobiłaś?
- Marcin, żebyś
wiedział w jakie ja gówno wlazłam- mówię zdenerwowana.- Widzę, ze ty też nie w
sosie.
Wzdycha. Widzę
jego smutne oczy i zaczynam nucić
sobie piosenkę Czesława Niemena ,,Dziwny jest ten świat''.
Po godzinie wyżalania się przy winie
wiem wszystko o Możdżonku. Nawet jaki ma rozmiar majtek. Naprawdę, nie żartuję.
Naszą miłą, poważnie niepoważną rozmowę przerywa pan zbytnio za poważny jak na
moje klimaty. Pan którego imienia aż bać się wypowiedzieć. Po prostu Zbysław.
- Możdżon! Na
trening!- drze się atakujący, na co Marcin wybucha śmiechem.- Kolejnego upiłaś?
- Sam chciał -
uśmiecham się i idę do szafy po świeży kefir i gumę do żucia.
Podaje napój
Marcinowi i każę wypić cały litr.
- Ale ja jestem
pijany! Nadia zrób coś!- krzyczy kapitan, a ja śmieje się.
- Marcin
spokojnie. Za piec minut już nie będziesz.
Masz Ci los. Wypił
litr i jeszcze chce. Pobiegłam do szafy i wyciągnęłam trzy kolejne butelki
kefiru. Środkowy wypił jeszcze dwie butelki i pobiegł do łazienki. Z pewnością
stwierdzam, ze zwymiotował wszystko i właśnie o to mi chodziło.
- Zabije cię Nadio
Ziemnic z domu Nawrocka. Nie żyjesz!- krzyknął Marcin i zaczął znowu wymiotować.
- Czy za 10 minut
będzie trzeźwy i nierzygający?- pyta się Zbigniew.
Kiwam głową. Po
pięciu minutach z łazienki wraca Magneto. Taki wymęczony jak po pięciu
godzinach biegania sprintem po spalskim lesie, ale co najważniejsze był trzeźwy.
- Zabije Cię za
to- mówi oschle kapitan i wychodzi z pokoju wraz z Zibim.
Biegnie co sił w
nogach. Długa suknia plącze się miedzy jej długimi nogami. Za nią biegnie on.
Jej przyjaciel. Dogania ją i łapie za ramiona.
- Nadi. Proszę Cię
nie rób tego Michałowi. On jest tylko pijany- mówi do niej bardzo głośno.
- Krzysiek, pijany
człowiek zawsze mówi prawdę!-krzyczy dziewczyna.
Łzy płyną po
jej policzkach i rozmazując jej makijaż.
- Nad. Chodźmy
pograć w siatkę.
Wzięłam piłkę i poszłam na blisko
przed ośrodkiem. Bawiłam się starą jak świat piłką. Później przeszli tu
licealiści z SMS-u i trochę sobie z nimi pograłam.
PERSPEKTYWA
PEWNEJ OSOBY
Siada na ławeczce. Poprawia swoje
włosy. Podchodzę do niej.
- Nadia, co się
dzieje? - pytam się jej.
Ona wstaje daje mi
buziaka i odchodzi. Tak po prostu. Bez żadnego słowa. A ja wstaje i odchodzę.
Bo kocham kobietę, której nie powinienem...
PERSPEKTYWA
NADII
Wracam do swojego gabinetu. Tak to on.
Poczułam to jak do mnie podszedł. Z jego serca bila radość z spotkania się ze
mną. Czy naprawdę nie kochał swojej zony tego nie wiem, ale upewnię się na
spotkaniu.
Zamykam drzwi od pokoju i idę na
spacer po Spale. Akurat chłopaki mają trening trzy godzinny, więc dojdę do
pobliskiego sklepu i zrobię zakupy. Kupię zapewne 10 litrów kefiru. Zbankrutuję
przez nich. Ta nie moja wina, że mają aż tak słabe główki.
- Krzysiek, bo się
upijesz!- krzyczy dziewczyna.
- Cicho być!-
warknął chłopak i wziął kolejną butelkę piwa do ręki
- Misiek ustąp mu!
Kochanie!- dziewczyna chce przekonać swojego chłopaka do zaprzestania picia
alkoholu.
- Nadia, ja muszę
to wygrać!- mówi pijanym głosem chłopak.
- Jeżeli nie
przestaniesz pić to ja z Tobą zrywam- odgraża się dziewczyna.
- I tak Cię nie
kocham!- powiedział z radością w głosie chłopak.
Dziewczyna wybiegła
z Milorda i biegła co sił w
nogach.
Nigdy więcej tyle zakupów. Te mamuty
będę błagać, żebym dała im choć litr kefiru, ale nic darmo nie
jest. Zarobię sobie na tym, a ani oduczą się
pić na zgrupowaniach.
TRENING
POPOŁUDNIOWY
Nie myślę co robię. Pracuję jak
maszyna. Co chwilę to samo. Żadnych błędów, żadnych innych zagrań. Cały czas to
samo.
- Idź do pokoju.
Odpocznij- podszedł do mnie Andrea i powiedział.
-Ok.
Wybiegłem z hali i
pobiegłem do Nadii.
POKÓJ
NADII
Doniosłam zakupy. Jestem z siebie
zadowolona i to bardzo. Tyle tego było. W ciul i trochę. Położyłam się na
chwile na łóżko by odpocząć, ale jakiś osobnik płci przeciwnej musiał mi
przeszkodzić.
- Nadia!
Wstałam jak
poparzona. To on. Podszedł do mnie i zaczął całować. Jego język delikatnie
drażnił moje podniebienie. Sama nie byłam mu dłużna. Popchnął mnie w stronę drzwi aż uderzyłam o klamkę. Jęknęłam cicho z bólu. A on zakluczył drzwi i rzucił gdzieś klucz. Złapał
mnie za biodra i podniósł. Odruchowo oplotłam go nogami wokół bioder. Zaniósł mnie
na biurko. Przestaliśmy się na chwile całować. Zrzucił rzeczy z biurka.
Chciałam już na niego krzyknąć, ale znowu miałam za dużo języka w gębie. Swoimi
wielkimi rękami zaczął zdejmować moją bokserkę Nie chciałam być gorsza, wiec mu
również zdjęłam koszulkę pod która skrywał się niesamowicie wyrzeźbiony tors.
Zaczęłam drażnić jego plecy moim czerwonymi paznokciami. Nagle poczułam, ze mój
kompan chce zdjąć mojego spodenki. Nie chciałam, żeby sprawa tak się potoczyła.
Przestałam się na chwilę całować.
- Nie chcę tego.
Jeszcze nie teraz. Proszę Cię. Później będziemy tego żałować.
- Było i tak
niesamowicie. Wiesz, bo ja muszę tak jakby iść do pokoju, bo za chwile
wróci...- mówi ochrypłym głosem siatkarz
- Nie martw się.
Za chwile i tak mamy sesje- uśmiecham się i daje buziaka w policzek siatkarza,
który czekał na coś innego na pożegnanie.
Zrobiłam mały porządek na biurku.
Dobrze, ze dokumenty schowałam do szafy. Po pięciu minutach przychodzi Siatkarz. Podchodzi i ostro całuje.
- Witam. Wypełnisz
papiery i idziemy później na obiad- odrywam się na chwile od niego, ale on nie
daje za wygraną.
- Nadii...- mruczy
mi do ucha
Nie słyszę pukania
do drzwi. Do pokoju wchodzisz Ty.
Siatkarz odskakuje
ode mnie i zaczyna się śmiać.
- Cześć Nadia.
Sprawa jest- mówisz szybko.
- No
mów!-odpowiadam
-Jutro jest mecz
Polska- Australia i wiesz mogłabyś zaopiekować się po meczu moimi dzieciakami?-
pyta się.
Spoglądam na Siatkarza. Kiwa delikatnie przecząco
głową.
- Nie mogę. Luiza
z moją mamą i Łukaszem przyjeżdżają na mecz, a później jadę do domu na dwa dni.
- Szkoda. Dominika
już się cieszyła, że pozna Lizę- mówisz to smutnym głosem.
- Dobra. Pogadam z
mamą, ale nie licz na cud- mówię.
Biegniesz do mnie
i przytulasz.
- Dzięki- dajesz
mi buziaka w policzek i wybiegasz radośnie z pokoju.
Siadam na krześle.
Siatkarz siada na przeciwko mnie i wypełnia wszystkie ankiety.
- Chodź tu Nadia!-
rozkazuje
Wstaje i idę do
niego. Ten każe usiąść na swoich kolanach. Znowu zaczyna mnie całować. Mocny,
wyrazisty pocałunek.
- Biorę rozwód -
przerywam na chwile całowanie.
Po chwile znowu się całujemy. Czuje, że chce
coś powiedzieć, ale ja mu na to nie pozwalam.
- Nad...
Dlaczego?- ucieka mi swoimi ustami.
- Bo go nie
kocham- odpowiadam szybko i przyciągam jego usta to moich.
Do pokoju wchodzi
Marcin. Widzi jak się całujemy. Nawet nie przerywa, tylko czeka aż sami
przerwiemy.
- Cześć Marcin- uśmiecham się do środkowego.
- Nadia, co ty
robisz?- pyta się ze stoickim spokojem.
- Marcin tylko nie mów nikomu o tym. To
taka mała tajemnica- mówi Siatkarz.
- Nie no fajna ta tajemnica. Oboje macie
już przecież swoich partnerów życiowych, ale tutaj o nich nie pamiętacie?- Marcin
się naprawdę wkurzył.
- Marcin ja Ci
wszystko opowiem, ale nie teraz. Teraz mam akurat sesje z nim.- mówię bez
wcześniejszego zastanowienia.
- Sesja pt.
"Jak się dobrze całować z siatkarzem, który ma żonę?". Nadia
przestań!- wychodzi z pokoju trzaskając drzwi.
Siadam na łóżku.
Cholera, co ja zrobiłam. Siatkarz chce do mnie podejść.
- Sesja już się
skończyła- mówię cicho.- Możesz już iść.
Wychodzi. Bez
żadnych pytań.
Biegnę do marcinowego pokoju. Pukam i
wchodzę.
- Marcin musimy
porozmawiać!- krzyczę na cały pokój.
- Marcin jest
wściekły. Poszedł pobiegać do lasu- mówi Jarosz.
- Dzięki!-krzyczę
i wybiegam z pokoju.
Po drodze mijam
AA. Witam się szybkim „Good afternoon”.
Wybiegam z
ośrodka. Biegnę trasą, którą rano biegają siatkarze.
- Ja pierdole, ja
pierdole- mruczę pod nosem.- Marcin!!!!!!
Widzę zarys jakieś
postaci. Wysoką. To musi być Marcin!
Zatrzymuje się i
odwraca się w moja stronę. Przyspieszam. Po chwili stoję przy Marcinie.
- Musimy
porozmawiać- mówię sylabami pomiędzy wdechami, a wydechami.
- Za dużo już
dzisiaj powiedziałaś- mówi oschle.
- Dopiero przy nim
poczułam co to jest miłość- Marcin chce już mi przerwać.- Łukasz nigdy nie
okazywał swojej miłości, jak on. Ja nawet Łukasza nie kochałam. W wieku 29 lat
nie mieć męża, to był dla mnie wstyd. Nie miałam nawet chłopaka wtedy. Byłam
sama. Łukasza poznałam na jakimś szkoleniu i później tak wyszło, że zostaliśmy
parą. Po meczu z Łodzi mam sprawę rozwodową. Później będę
walczyła o pewnie z nim o Luizę. Nie ważne. A co widziałeś w moim pokoju to nie
żadna zdrada. Przed wyjazdem do Was rozmawiałam o tym z Łukaszem. Jeśli znajdę
kogoś kogo będę kochała bardziej od niego będę mogła robić co chce i on jeśli
znajdzie kogoś bla, bla, bla. Rozumiesz Marcin. Ja nic złego tutaj nie robię.
Pokochałam teraz Siatkarza.
- Nadia, dlaczego
mi to mówisz?- pyta się.
- Bo jesteś dla
mnie przyjacielem- mówię cicho.-
Wiedziałam, że mnie wysłuchasz.
Marcin przytulił
mnie do siebie.
- Dziękuję, że mi
zaufałaś- mówi Marcin.- Idziemy na obiad przyjaciółko?
Kiwam głową i
zaczynam biec na stołówkę. Zaskoczony Marcin biegnie również tylko wolniejszym
tempem.
blog muszę przyznac całkiem ciekawy. Przynajmniej jak dla mnie. Ale więcej będę mogła o nim powiedziec dopiero jak przeczytam coś dalej, bo na początku zawsze nie wiadomo o co chodzi. Jedna rada, niech Możdżon więcej nie pije, bo sobie biedny zrobi krzywdę :p. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo cóż dużo zmian, aż się w jednym miejscu zgubiłam ;p Nie ma to jak kefir na kaca, ale jeszcze nie miałam takiego, żeby sprawdzać metodę kefirem. Zapamiętam ją na przyszłość. Kompletnie nie wiem kim jest siatkarz, w którym to się Nadia zakochała. I bardzo jestem zniecieprliwiona kolejnej części ;)
OdpowiedzUsuńświetne, czekam na dalszy ciąg.. :D
OdpowiedzUsuń:O
OdpowiedzUsuńteraz to ja juz nie wiem kto jest kim, świetnie, kiedy kolejny rozdział? :*
kiedy następny? miał być ok. 5 stycznia i/lub po 5 komentarzach, z tego co dowiedziałam sie z twitera , a nadal nie ma :(((
OdpowiedzUsuńWynagrodzę Wam to w ferie. Rozdział się pisze i coś mi nie idzie. Może dam rade i dodam w niedzielę, ale obiecywać nie mogę. Wena mnie opuszcza, gdy otwieram Worda :]. Pozdrawiam :-D
UsuńŚwietne!! :D
OdpowiedzUsuń